Ten blogowy wpis nie zmieni świata. Ten blogowy wpis jest pomachaniem w Waszą stronę z kartką z napisem „jeszcze żyję i mam się dobrze”, a raczej nie tak źle, jak mogłoby się wydawać. Dni mijają jesiennie-zimowo, chociaż oficjalnie zima jeszcze się nie zaczęła. Albo panuje przeraźliwy ziąb, albo jest ciepło jak wiosną. Ach, Polska pogoda!
Do oddania mojego projektu inżynierskiego zostały dokładnie dwa tygodnie i znajduję się w tym miejscu, w którym chciałam się teraz znaleźć. Piszę to bez skromności, bo jestem z siebie zadowolona i widzę koniec pracy. Zostało trochę poprawek, napisanie opisu technicznego wraz ze streszczeniem i abstraktem, poprawienie wizualizacji mojego dyplomowego hotelu i kilka innych drobnostek. Ciężko pracowałam na to, aby teraz czuć spokój i bez nerwów powiedzieć sobie po raz milionowy, że tak, zdążę wszystko skończyć na czas, a efekt będzie zadowalający. Z tego wynika też cisza na blogu, w myślach układam już różne scenariusze rzeczy do zrobienia po oddaniu pracy, które będzie kontynuowane przez sesję z dwoma egzaminami, Święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok i egzamin inżynierski.
Będzie dobrze.
Bo wiecie, ze spokojem jest tak, że trzeba na niego ciągle pracować. Doskonale widzę po sobie, jak oddziałuje na mnie długotrwały stres: widzę to po brzuchu, cerze i włosach. I w tym momencie mówię sobie: chwila, zaraz. Jeśli będzie tak dalej, to będzie z Tobą, Panno Hanno źle. Nie jestem zombie, które może nie spać kilka nocek z rzędu i non stop gapić się w komputer (chociaż troszeczkę mam go już dość), może po prostu nie płynie we mnie już ta młodzieńcza krew. Zatem staram się minimalizować stres, odpoczywać, oglądać trochę seriali (obecnie na tapecie Narcos, Black Mirror i Westworld), także głupawych produkcji TVN-u (tak, oglądam Top Model i Master Chefa), robić trochę zdjęć, spotykać się z ludźmi. Ostatnio, dzięki młodszemu rodzeństwu, polubiłam kolorowanki.
Punkt pierwszy – koniecznie trzeba o siebie dbać. Myć zęby, pić dużo wody, wysypiać się. Nie dawać się przygnieść negatywnym myślom. Kłamstwo powtórzone sto razy może stać się prawdą, a my możemy uwierzyć w to, że „nie dam rady tego zrobić”. Staram się myśleć pozytywnie, nagradzać się odpoczynkiem i mówić sobie, że „jeśli tylko chcę, dam radę”. Ola uświadomiła mi, że gdy najbardziej potrzebujemy odpoczynku, zajmujemy się tymi bezsensownymi czynnościami, jak przewijanie fejsa, by uniknąć pracy.
Jeszcze raz – będzie dobrze.
Skupiam się na jednym i musiałam trochę odpuścić dodatkowe zobowiązania. Bardzo ciężko było mi przyznać przed samą sobą, że ta jedna rzecz jest teraz najbardziej priorytetowa i powiedzieć, że potrzebuję więcej czasu, aby móc się na niej skupić. Jestem wdzięczna za ludzi pełnych zrozumienia i serdeczności. Już nie mogę się doczekać powrotu do tych najbardziej sprawiających mi radość spraw.
Przy okazji zastanawiam się, co chcę zrealizować zimą i oprócz zakończenia naukowych zagadnień chodzi mi po głowie przede wszystkim odwiedzenie dziadków, spotkanie się ze wszystkimi ludźmi, którzy prawdopodobnie zapomnieli już o moim istnieniu, a jeśli nie, to dziękuję im za ich wyrozumiałość.
Robię listy rzeczy, które chciałabym mieć i kupić sobie w ramach prezentu dla samej siebie, póki co jest na niej zdecydowanie zbyt wiele rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebuję, ale byłoby miło je mieć (sukienka, nowe okulary, kolczyki z agatem, flanelowa piżama i pierścionek z obłoczkiem). Myślę nad spokojnym przygotowywaniem prezentów świątecznych, zacieram ręce na zdjęciowe wyzwanie grudniowe (dołączycie?!), które znów wychodzi na przeciw mojemu zbyt rzadkiemu chwytaniu za aparat. Czeka mnie sporo myślenia o przyszłości, już niedługo. Na początek jednak zrobię listę do św. Mikołaja.
Taki jest ten koniec listopada.
Pozdrawiam Was ciepło,